sobota, 21 lipca 2012

niedziela, 8 lipca 2012

sobota, 23 czerwca 2012

poniedziałek, 21 maja 2012

realizuj marzenia!!!



I tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką.
Paulo Coelho


poniedziałek, 26 marca 2012

List do przyjaciół - Gabriel Garcia Marquez


Gabriel Garcia Marquez - 74-letni wybitny pisarz kolumbijski, autor słynnej powieści "Sto lat samotności", laureat literackiej Nagrody Nobla z 1982 roku, był chory na nowotwór złośliwy układu limfatycznego. Pisarz wycofał się z życia publicznego i do swoich przyjaciół rozesłał niniejszy, pożegnalny list.

 

List do przyjaciół

Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię.

Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią. Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę. Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie dlatego, iż unikają miłości! Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko nauczy się latać samodzielnie. Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).

Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.
Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią, po raz pierwszy, palec swego ojca, trzyma się go już zawsze. Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł. Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żył. Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz. Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem.

Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz. Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.

Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie. Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz. Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni. Prześlij te słowa komu zechcesz. Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj. I jeśli tego nie zrobisz, nigdy nic się nie stanie. Teraz jest czas. Pozdrawiam i życzę szczęścia!


Tłum. z jęz. hiszpańskiego: prof. Zdzisław Jan Ryn
Katedra Psychiatrii Collegium Medicum UJ,
ambasador RP w Chile i Boliwii w latach 1991-96.

piątek, 16 marca 2012

Łukaszewski o wolności

Wolność oddam w dobre ręce


Choć ludzie deklarują, że wolność jest lepsza od jej braku, to wcale nierzadko wyzbywają się wolności na rzecz innych ludzi lub na rzecz własną.

Trudno zaprzeczyć, że ludzie pragną wolności, że walczyli o nią i walczą. Dla wielu być wolnym – to być człowiekiem. Tymczasem sprawa nie jest tak prosta.

Dość rzadko zauważa się, że wolność (podobnie jak miłość) niejedno ma imię. Jeden sposób ujmowania wolności to wybór. Ten jest wolny, kto stoi przed wyborem. Tym bardziej jest wolny, im więcej możliwości wyboru ma do dyspozycji i im bardziej są one podobne do siebie. W takim ujęciu nie ma wolności, gdy człowiek musi wybierać między kijem i marchewką (bo to pozory wyboru) albo między złotówką i tysiącem złotych (z tego samego powodu). Oczywiście, nie ma wolności ten, kto nie ma żadnego wyboru. Drugi sposób ujmowania wolności to zgodność własnego działania z własnymi intencjami. W takim ujęciu wolny jest ten, który robi to, co chce. Nie jest wolny ten, który robi to, co musi. Warto jednak pamiętać, że granica między „chcę” i „muszę” nie zawsze jest jasna, ale to osobna sprawa. Problem w tym, że sprawa dotyczy ocen subiektywnych. Nie jest ważne z tej perspektywy: czy rzeczywiście masz wybór; liczy się, czy masz poczucie, że możesz wybierać. Nie jest ważne, czy twoje działanie de facto jest zgodne z twoimi intencjami, ważne jest, czy tak myślisz. Innymi słowy, może być tak, że czym innym jest wolność, a czym innym poczucie wolności – w dodatku nie zawsze uzasadnione. Jakkolwiek ludzie powszechnie deklarują, że wolność jest lepsza od braku wolności, to wcale nierzadko wyzbywają się wolności na rzecz innych lub – co jeszcze dziwniejsze – na rzecz własną. Co więcej, dotyczy to zarówno wolności wyboru, jak i wolności działania. Oczywiście, wspomniane wyzbywanie się wolności może wynikać z zewnętrznych ograniczeń – jawnych nakazów, przymusu, czy też bardziej ukrytych – manipulacji, pokus zewnętrznych, wzmocnień itp. Okazuje się, że ludzie wyzbywają się wolności także dobrowolnie. Zdawałoby się, trudno o większy paradoks. A jednak...

Warto tu wskazać co najmniej trzy takie sytuacje, w których ludzie unikają wolności wyboru lub działania. Pierwsza z nich – to nadmiar możliwości wyboru, a tym samym znaczna niepewność decyzji. Tyle jest możliwości, że nie wiadomo, co wybrać. Prawdziwy dramat nadmiaru. Można np. zauważyć, że sytuacja wyborcy polskiego (kilkanaście partii politycznych) jest znacznie trudniejsza niż np. wyborcy amerykańskiego (dwie partie). Pierwsi, aby racjonalnie wybrać, musieliby dokonać skomplikowanych analiz porównawczych (a to jest fizycznie niemożliwe), drugim wystarczy porównanie demokratów z republikanami. W tej sytuacji Polacy będą rzadziej niż Amerykanie głosować i częściej będą oczekiwać sugestii zewnętrznych. Mnogość możliwości często wyklucza racjonalny wybór, więc w konsekwencji ludzie dobrowolnie rezygnują z wyboru. Pewna amerykańska firma produkująca samochodowe odbiorniki radiowe zrobiła dobry interes, produkując radio, które odbierało tylko jedną stację. Kierowca nie miał problemówz ciągłym strojeniem. W ten zadziwiający sposób powrócono do idei tzw. kołchoźnika, czyli głośnika, którego nie można stroić.

Druga okoliczność sprzyjająca wyzbywaniu się wolności to wysokie prawdopodobieństwo porażki w działaniu. Kiedy widmo porażki jest duże, kiedy istnieje poważne ryzyko, że jej przyczyny trzeba będzie przypisywać sobie, wtedy wiele osób gotowych jest zrezygnować z decyzji i scedować ją na kogoś innego. Inny smak ma porażka w działaniach z wyboru, a inny w działaniach z konieczności. W tym ostatnim przypadku porażka nieraz bywa obracana na korzyść człowieka, który wolał nie wybierać, nie decydować (np. „gdyby to ode mnie zależało...”).
Przypadek trzeci to domniemanie, że jeśli podejmiemy jakieś działania, to mogą one spowodować negatywne konsekwencje zarówno dla nas, jak i – a może przede wszystkim – dla innych. Konsekwencje, które mogą być potępione. W takich sytuacjach lepiej jest „musieć” niż „chcieć”. W słynnym eksperymencie Milgrama, gdy pytano badanych, dlaczego porazili silnym prądem elektrycznym innego człowieka, odpowiadali: „Przecież mnie o to prosiłeś”, „Przecież zrobiłem to, co chciałeś”. Krótko mówiąc, rezygnacja z wolności jest w takiej sytuacji sposobem uniknięcia odpowiedzialności. Niemieccy zbrodniarze wojenni, oskarżeni o ludobójstwo przed Trybunałem Norymberskim, zgodnie powtarzali, że oni „tylko” wykonywali rozkazy. Oskarżani przez Sąd Lustracyjny o współpracę z służbami bezpieczeństwa PRL powtarzali bez wyjątku, że jeśli to robili, to tylko dlatego, że byli przymuszani.

Sprecyzujmy więc wcześniejsze stwierdzenie, że wolność jest lepsza niż brak wolności. Tak, ale tylko w pewnych warunkach. W innych jej brak jest korzystniejszy, wygodniejszy, bardziej praktyczny. Czasami (o czym pięknie pisał prof. Tischner) wolność jest ciężarem trudnym do udźwignięcia.

Są jeszcze inne sposoby ograniczania własnej wolności lub wyzbywania się jej. Sposobem odebrania jej sobie może być przyjęcie postanowienia, złożenie przysięgi, ślubowania, przyrzeczenia itp. Niespełnienie przyjętych w ten sposób zobowiązań staje się źródłem przykrych emocji, rozterek, poczucia winy, poczucia wstydu itp. Nieraz koszty psychologiczne odzyskania wolności są w tych przypadkach większe niż rezygnacja z niej. Szczególnie efektywne jest nadawanie swojemu postanowieniu czy przyrzeczeniu charakteru publicznego (Stefan ogłasza swoje zaręczyny z Mariolą) – wtedy niespełnienie przyrzeczenia może być źródłem zakłopotania czy poważnego wstydu. Należy sądzić, że takie ograniczenie wolności będzie szczególnie częste i szczególnie silne w kulturach honoru (do których z powodzeniem zaliczyć można naszą), w których odwołanie danego słowa – nieważne czy uzasadnione, czy nie – wiąże się z utratą honoru.

Poważnym źródłem ograniczenia własnej wolności jest poszukiwanie uznania i aprobaty ze strony innych. To widać w licznych zachowaniach konformistycznych, aktach uległości czy spełnianiu domniemanych oczekiwań innych. Ludzie robią nie to, co chcieliby zrobić, ale to, co przypadnie do gustu innym: „Nie mogę zawieść mojej przyjaciółki”, „Co tatuś (ksiądz, szef) powiedziałby, gdybym tego nie zrobił?” itp.).

Niezmiernie często mówi się o uzależnieniach jako ograniczeniu wolności. Ostatnio o nadużywaniu tego pojęcia pisała w „Charakterach” Zofia Milska-Wrzosińska. Bezsensem byłoby tu mówić o niewoli uzależnionych od różnych substancji. Jest ona oczywista, podobnie jak niewolą jest uzależnienie cukrzyka od insuliny. Jest jednak kilka takich przypadków, o których mówić warto.

Pierwszy z nich to zależność emocjonalna. Nie mówimy tu bynajmniej o strachu. Rzecz dotyczy emocji pozytywnych. Ludzie, jak wiadomo, potrafią z miłości oddać się w całkowitą niewolę. Zdają na innych prawo decydowania o sobie samych („Powiedz mi, co będę jadła”). Tego rodzaju niewola wynika z przekonania, że ten drugi wie lepiej, co jest dla mnie dobre. Innym przypadkiem emocjonalnej zależności jest oddanie się we władzę charyzmatycznego wodza politycznego, przywódcy religijnej sekty, szefa gangu młodzieżowego czy idola pop-kultury. To – jak wiadomo – wcale nierzadkie zjawiska, choć rzadko analizowane z perspektywy wolności i pozbywania się jej.

Wreszcie warto wspomnieć o innym jeszcze zjawisku. To pracoholizm. Wiele danych wskazuje, że obok miłośników pracy (którzy pracują dużo i z przyjemnością) nie brak i takich, którzy pracują dużo (choć nie muszą) i zarazem robią to z przykrością czy wręcz z poczuciem zniewolenia. Nie jest to jednak przymus zewnętrzny, ale wewnętrzne poczucie konieczności działania. Sporo wskazuje na to, że w ten rodzaj zniewolenia przez pracę uwikłane są m.in. potrzeba aprobaty, lęk przed porażką.

Choć w sferze deklaracji nie mamy wątpliwości, że wolność jest cenna i że bardzo jej pragniemy, to w sferze działania okazuje się, że często z niej rezygnujemy, oddając ją w ręce innych ludzi czy instytucji albo tworząc sobie samym ograniczenia, które wiążą się nieraz z doznawaniem znacznej (dobrowolnie sprawionej sobie) przykrości. Wynika z tego, że wolność jednostki jest w znacznej mierze rezultatem koordynowania różnych perspektyw – osobistej i pozaosobistej, aktualnych interesów jednostki z interesami odległymi itp.

Wiesław Łukaszewski
źródło: Charaktery


wtorek, 13 marca 2012

sukces wg Santorskiego

 ~princess-butterfly: Po przeczytaniu książki nasunął mi się jeden wniosek: książka w głównej mierze traktuje o zdrowym rozsądku, tzn. nie jest ani skrajna, ani dogmatyczna. Gdyby miał Pan wymienić trzy najważniejsze cechy, które potrzebne są do tego, aby osiągnąć sukces nie tylko w życiu zawodowym, ale również na poziomie osobistego rozwoju, to jakie byłyby to cechy?
J_Santorski: Najpierw dziękuję za syntezę, poczułem się dobrze zrozumiany. Do sukcesu potrzebne wydają mi się: wizja, wiara w siebie i ludzi, i determinacja do bólu. Co ciekawe jak w historii Kolumba, nie koniecznie ta wizja, która nas nakręca musi być zrealizowana. Czasem po drodze odkrywamy nieoczekiwane możliwości i nowe kryteria sukcesu. Sporo o tym pisałem kilka lat temu w książce "Sukces emocjonalny"
fragment zapisu rozmowy (czat) odnośnie książki "Prymusom dziękujemy" Santorskiego

piątek, 9 marca 2012

Opowieść o gęsiach i wzajemnym wsparciu

Gdy jesienią będziesz się przyglądał dzikim gęsiom lecącym na południe w swoistej formacji o kształcie litery „V”, zastanów się chwilę nad tym, dlaczego lecą w tym szyku. Z każdym uderzeniem swoich skrzydeł, gęś tworzy pęd powietrza unoszący ptaka, który bezpośrednio za nią leci. Lecąc w formacji o kształcie litery „V”, stado zwiększa możliwość lotu o przynajmniej 71% w porównaniu z tym, gdyby gęś leciała sama. Gdy gęś na czele się zmęczy, zamienia się miejscami z inną, która przejmuje jej rolę wiodącą.
Posiadając wspólny cel i poczucie jedności możemy się dostać szybciej i łatwiej tam, dokąd zmierzamy, ponieważ korzystamy z „pędu” danego nam przez innych. Gdy wykonujemy trudne, obciążające zadania, warto z innymi się zamieniać– sobie umożliwiając wypoczynek, a innym dając okazję przewodzić. Gdybyśmy mieli tyle zdrowego rozsądku co gęsi, też byśmy się wspierali nawzajem.

Za: Dr Harry Clarke Noye

wtorek, 21 lutego 2012

Zaufanie

Pewien ateista spadł ze skały. Zsuwając się w dół, złapał gałąź małego drzewka. I zawisł tak, pomiędzy niebem nad sobą i skałami tysiąc stóp niżej, wiedząc, że długo tak nie wytrzyma.
Wtedy przyszedł mu do głowy pomysł. " Boże", wykrzyknął z całej siły.
Cisza. Nikt nie odpowiedział.
" Boże", krzyknął znowu. " Jeżeli istniejesz, ocal mnie, a obiecuję, że będę w Ciebie wierzył i innych uczył wiary".
Znowu cisza. Wtem omal nie puścił gałęzi, słysząc potężny glos, rozbrzmiewający echem w wąwozie: " Wszyscy mówią to samo, gdy tylko potrzebują pomocy".
" Nie, Panie, nie", wykrzyknął człowiek z iskierką nadziei. "Nie jestem taki, jak inni. Czy nie widzisz, że już zacząłem wierzyć, słysząc twój głos mówiący do mnie. Ocal mnie tylko, a ja będę głosił Twe imię po wszystkich krańcach Ziemi".
" Dobrze:, rzekł głos. " Ocalę cię. Puść gałąź".
" Puść gałąź?" zawołał oszalały człowiek. "Czy myślisz, że zwariowałem?". 


Anthony de Mello

wtorek, 14 lutego 2012

Orzeł

Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie. Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i wyrósł wraz z nimi.

Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka, myśląc, że jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi szukając glist i robaków. Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami i fruwać kilka metrów w powietrzu. No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają koguty?

Minęły lata i orzeł zestarzał się. 

Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka. Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami. Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.

- Co to jest? - zapytał kurę stojącą obok.
- To jest orzeł, król ptaków - odrzekła kura. - Ale nie myśl o tym, ty i ja jesteśmy inni niż on.

Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł, wierząc, że jest kogutem w zagrodzie.



Źródło: Anthony de Mello “Śpiew ptaka”



niedziela, 5 lutego 2012

...








„...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.”
Eric-Emmanuel Schmitt "Oskar i pani Róża"

wtorek, 31 stycznia 2012

Bądź wszystkim czym chcesz być! (nawet w wieku 87 lat...)

fot. Agnieszka Stabińska
Pierwszego dnia zajęć w mojej nowej szkole profesor przedstawił się i powiedział, byśmy rozejrzeli się po sali i odważyli się poznać kogoś, kogo zupełnie nie znamy. Stałem pośrodku sali i rozglądałem się, kiedy nagle na ramieniu poczułem delikatny dotyk ręki. odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą pomarszczoną staruszkę, która uśmiechała się tak wspaniale, jakby miała w sobie wewnętrzne światło. powiedziała: "Cześć przystojniaku. Mam na imię Rose. Mam osiemdziesiąt siedem lat. Czy mogę Cię objąć?".

Roześmiałem się i odpowiedziałem z entuzjazmem: "Oczywiście, że możesz", i wtedy ona lekko mnie uścisnęła. 'Czemu poszłaś do college'u w tak młodym wieku?" - spytałem. Ona żartobliwie odpowiedziała "Jestem tu po to, by poznać miłego, bogatego faceta, wziąć ślub, mieć z nim kilkoro dzieci, a potem przejść na emeryturę i podróżować".

"A tak naprawdę?" - zapytałem. Byłem ciekaw, co ją zmotywowało do podjęcia takiego wyzwania w jej wieku. "Zawsze marzyłam o tym, by zdobyć wykształcenie, i teraz mam szansę" - powiedziała. Po zajęciach przespacerowaliśmy się w kierunku budynku samorządu studenckiego, popijając po drodze koktajl czekoladowy. od razu zostaliśmy przyjaciółmi. Przez trzy miesiące codziennie razem wychodziliśmy z zajęć i bez przerwy rozmawialiśmy. Zawsze byłem zachwycony, kiedy mogłem posłuchać, jak dzieliła się ze mną swoją mądrością i doświadczeniem.

Pod koniec semestru Rose była już gwiazdą całego kampusu i wszędzie nawiązywała nowe przyjaźnie. Uwielbiała się stroić i lubiła wzbudzać zainteresowanie wśród studentów. Żyła pełnią.

Pod koniec semestru poprosiliśmy Rose, aby wygłosiła mowę podczas oficjalnego bankietu naszej drużyny futbolowej. Nigdy nie zapomnę, czego nas wtedy nauczyła. Przedstawiono ją i weszła na podium. Kiedy rozpoczęła przygotowaną wcześniej przemowę, upuściła trzy z pięciu kartek z notatkami na ziemię. Sfrustrowana i trochę zakłopotana, pochyliła się w kierunku mikrofonu i powiedziała: "Przepraszam, jestem taka roztrzęsiona. Swoje piwo oddałam Lentowi, a whisky najwyraźniej mi nie służy. Raczej nie uda mi się z powrotem poskładać swojego przemówienia, więc może po prostu powiem Wam coś, co wiem".

Kiedy się roześmialiśmy, ona odchrząknęła i zaczęła mówić. "Nie przestajemy się bawić, ponieważ jesteśmy starzy, Starzejemy się, ponieważ przestajemy się bawić. Są tylko cztery sekrety młodości, szczęścia i sukcesu:

1. Musicie się śmiać i mieć poczucie humoru każdego dnia.
2. Musicie mieć marzenia. Kiedy je tracicie, umieracie. Jest tylu ludzi, którzy chodzą po świecie bez marzeń, ludzi, którzy już są martwi i nawet o tym nie wiedzą.
3. Jest potężna różnica między starzeniem się a dojrzewaniem. Jeśli masz dziewiętnaście lat i cały rok przeleżysz w łóżku, nie robiąc nic sensownego, to postarzejesz się o rok i skończysz dwadzieścia lat. Ja mam osiemdziesiąt siedem lat i jeśli przeleżę w łóżku rok, nic nie robiąc, to też postarzeję się o rok. Każdy może się postarzeć. Nie wymaga to szczególnego talentu czy umiejętności. Chodzi jednak o to, by dojrzewać, znajdując w każdym wyzwaniu nowe możliwości.
4. Niczego nie żałuj. Osoby w starszym wieku częściej żałują tego, że czegoś nie spróbowały, niż tego, że czegoś spróbowały. Jedynymi ludźmi, którzy boją się śmierci, są ci, którzy wielu rzeczy żałują".

Rose skończyła swoją przemowę, odważnie śpiewając utwór The Rose. Każdego z nas poprosiła o uważne wysłuchanie słów piosenki i wprowadzenie ich w życie. Piosenka kończy się tak:
"Pamiętaj, że nawet zimą pod grubą warstwą śniegu
Czeka na ciebie nasionko, które dzięki miłości słońca wiosną wyrośnie na piękną różę".

W tym samym roku Rose skończyła college. Tydzień po rozdaniu dyplomów zmarła we śnie. Na pogrzebie pojawiło się ponad dwa tysiące studentów, pragnących w ten sposób złożyć hołd tej wspaniałej kobiecie, która na własnym przykładzie udowodniła, że nigdy nie jest zbyt późno, by stać się tym, kim chce się być.


Źródło: Krumboltz, Levin "Szczęście to nie przypadek"


niedziela, 29 stycznia 2012

7 sposobów pobudzania miłości własnej wg Wayne'a W. Dyera

7 sposobów pobudzania miłości własnej

1. Zwróć uwagę, jak reagujesz, gdy inni próbują ofiarować ci miłość lub akceptację. Sceptycznie? Jeśli tak, następnym razem spróbuj zareagować inaczej, podziękuj.

2. Jeśli jest ktoś, kogo darzysz miłością, powiedz otwarcie: „kocham cię”. I pogratuluj sobie odwagi.

3. Będąc w restauracji, zamów coś, na co masz ochotę, bez względu na cenę. Spraw sobie przyjemność, bo na nią zasługujesz. Zacznij kupować rzeczy, które lubisz.

4. Jak najczęściej myśl o tym, że będąc zazdrosną, umniejszasz własną wartość. Oceniasz także swoją wartość, porównując się z innymi. Jeśli osoba, na której ci zależy, wybiera kogoś innego, nie musisz źle się z tym czuć; jej wybór odzwierciedla jedynie opinię o tym kimś, nie o tobie.

5. W jaki sposób traktujesz własne ciało? Czy jesz dobre jedzenie? Czy uprawiasz ćwiczenia fizyczne? Dbasz o zdrowie? Troszcząc się o swoje ciało, mówisz sobie: „Jestem dla siebie ważna”.

6. Także w kontaktach seksualnych możesz rozwijać w sobie przekonanie, że twoje zadowolenie jest nie mniej ważne niż zadowolenie partnera. Tylko wtedy, gdy sama czujesz się zaspokojona, możesz dawać przyjemność innym. Jeśli nie jesteś szczęśliwa, twój partner najpewniej także jest rozczarowany.

7. Spróbuj przestać uzależniać poczucie własnej wartości od wyników, jakie osiągasz. Możesz stracić pracę, nie podołać zadaniu, przed którym cię postawiono, może ci się nie podobać sposób, w jaki się zachowałaś, ale to nie oznacza, że jesteś bezwartościowa. Łączenie twoich osiągnięć z oceną siebie jest równie absurdalne jak łączenie jej z czyjąś opinią o tobie. Jesteś wartościowa bez względu na swoje osiągnięcia i na to, co inni mają na twój temat do powiedzenia.

(oprac. na podstawie „Pokochaj siebie” Wayne’a W. Dyera)