wtorek, 31 stycznia 2012

Bądź wszystkim czym chcesz być! (nawet w wieku 87 lat...)

fot. Agnieszka Stabińska
Pierwszego dnia zajęć w mojej nowej szkole profesor przedstawił się i powiedział, byśmy rozejrzeli się po sali i odważyli się poznać kogoś, kogo zupełnie nie znamy. Stałem pośrodku sali i rozglądałem się, kiedy nagle na ramieniu poczułem delikatny dotyk ręki. odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą pomarszczoną staruszkę, która uśmiechała się tak wspaniale, jakby miała w sobie wewnętrzne światło. powiedziała: "Cześć przystojniaku. Mam na imię Rose. Mam osiemdziesiąt siedem lat. Czy mogę Cię objąć?".

Roześmiałem się i odpowiedziałem z entuzjazmem: "Oczywiście, że możesz", i wtedy ona lekko mnie uścisnęła. 'Czemu poszłaś do college'u w tak młodym wieku?" - spytałem. Ona żartobliwie odpowiedziała "Jestem tu po to, by poznać miłego, bogatego faceta, wziąć ślub, mieć z nim kilkoro dzieci, a potem przejść na emeryturę i podróżować".

"A tak naprawdę?" - zapytałem. Byłem ciekaw, co ją zmotywowało do podjęcia takiego wyzwania w jej wieku. "Zawsze marzyłam o tym, by zdobyć wykształcenie, i teraz mam szansę" - powiedziała. Po zajęciach przespacerowaliśmy się w kierunku budynku samorządu studenckiego, popijając po drodze koktajl czekoladowy. od razu zostaliśmy przyjaciółmi. Przez trzy miesiące codziennie razem wychodziliśmy z zajęć i bez przerwy rozmawialiśmy. Zawsze byłem zachwycony, kiedy mogłem posłuchać, jak dzieliła się ze mną swoją mądrością i doświadczeniem.

Pod koniec semestru Rose była już gwiazdą całego kampusu i wszędzie nawiązywała nowe przyjaźnie. Uwielbiała się stroić i lubiła wzbudzać zainteresowanie wśród studentów. Żyła pełnią.

Pod koniec semestru poprosiliśmy Rose, aby wygłosiła mowę podczas oficjalnego bankietu naszej drużyny futbolowej. Nigdy nie zapomnę, czego nas wtedy nauczyła. Przedstawiono ją i weszła na podium. Kiedy rozpoczęła przygotowaną wcześniej przemowę, upuściła trzy z pięciu kartek z notatkami na ziemię. Sfrustrowana i trochę zakłopotana, pochyliła się w kierunku mikrofonu i powiedziała: "Przepraszam, jestem taka roztrzęsiona. Swoje piwo oddałam Lentowi, a whisky najwyraźniej mi nie służy. Raczej nie uda mi się z powrotem poskładać swojego przemówienia, więc może po prostu powiem Wam coś, co wiem".

Kiedy się roześmialiśmy, ona odchrząknęła i zaczęła mówić. "Nie przestajemy się bawić, ponieważ jesteśmy starzy, Starzejemy się, ponieważ przestajemy się bawić. Są tylko cztery sekrety młodości, szczęścia i sukcesu:

1. Musicie się śmiać i mieć poczucie humoru każdego dnia.
2. Musicie mieć marzenia. Kiedy je tracicie, umieracie. Jest tylu ludzi, którzy chodzą po świecie bez marzeń, ludzi, którzy już są martwi i nawet o tym nie wiedzą.
3. Jest potężna różnica między starzeniem się a dojrzewaniem. Jeśli masz dziewiętnaście lat i cały rok przeleżysz w łóżku, nie robiąc nic sensownego, to postarzejesz się o rok i skończysz dwadzieścia lat. Ja mam osiemdziesiąt siedem lat i jeśli przeleżę w łóżku rok, nic nie robiąc, to też postarzeję się o rok. Każdy może się postarzeć. Nie wymaga to szczególnego talentu czy umiejętności. Chodzi jednak o to, by dojrzewać, znajdując w każdym wyzwaniu nowe możliwości.
4. Niczego nie żałuj. Osoby w starszym wieku częściej żałują tego, że czegoś nie spróbowały, niż tego, że czegoś spróbowały. Jedynymi ludźmi, którzy boją się śmierci, są ci, którzy wielu rzeczy żałują".

Rose skończyła swoją przemowę, odważnie śpiewając utwór The Rose. Każdego z nas poprosiła o uważne wysłuchanie słów piosenki i wprowadzenie ich w życie. Piosenka kończy się tak:
"Pamiętaj, że nawet zimą pod grubą warstwą śniegu
Czeka na ciebie nasionko, które dzięki miłości słońca wiosną wyrośnie na piękną różę".

W tym samym roku Rose skończyła college. Tydzień po rozdaniu dyplomów zmarła we śnie. Na pogrzebie pojawiło się ponad dwa tysiące studentów, pragnących w ten sposób złożyć hołd tej wspaniałej kobiecie, która na własnym przykładzie udowodniła, że nigdy nie jest zbyt późno, by stać się tym, kim chce się być.


Źródło: Krumboltz, Levin "Szczęście to nie przypadek"


niedziela, 29 stycznia 2012

7 sposobów pobudzania miłości własnej wg Wayne'a W. Dyera

7 sposobów pobudzania miłości własnej

1. Zwróć uwagę, jak reagujesz, gdy inni próbują ofiarować ci miłość lub akceptację. Sceptycznie? Jeśli tak, następnym razem spróbuj zareagować inaczej, podziękuj.

2. Jeśli jest ktoś, kogo darzysz miłością, powiedz otwarcie: „kocham cię”. I pogratuluj sobie odwagi.

3. Będąc w restauracji, zamów coś, na co masz ochotę, bez względu na cenę. Spraw sobie przyjemność, bo na nią zasługujesz. Zacznij kupować rzeczy, które lubisz.

4. Jak najczęściej myśl o tym, że będąc zazdrosną, umniejszasz własną wartość. Oceniasz także swoją wartość, porównując się z innymi. Jeśli osoba, na której ci zależy, wybiera kogoś innego, nie musisz źle się z tym czuć; jej wybór odzwierciedla jedynie opinię o tym kimś, nie o tobie.

5. W jaki sposób traktujesz własne ciało? Czy jesz dobre jedzenie? Czy uprawiasz ćwiczenia fizyczne? Dbasz o zdrowie? Troszcząc się o swoje ciało, mówisz sobie: „Jestem dla siebie ważna”.

6. Także w kontaktach seksualnych możesz rozwijać w sobie przekonanie, że twoje zadowolenie jest nie mniej ważne niż zadowolenie partnera. Tylko wtedy, gdy sama czujesz się zaspokojona, możesz dawać przyjemność innym. Jeśli nie jesteś szczęśliwa, twój partner najpewniej także jest rozczarowany.

7. Spróbuj przestać uzależniać poczucie własnej wartości od wyników, jakie osiągasz. Możesz stracić pracę, nie podołać zadaniu, przed którym cię postawiono, może ci się nie podobać sposób, w jaki się zachowałaś, ale to nie oznacza, że jesteś bezwartościowa. Łączenie twoich osiągnięć z oceną siebie jest równie absurdalne jak łączenie jej z czyjąś opinią o tobie. Jesteś wartościowa bez względu na swoje osiągnięcia i na to, co inni mają na twój temat do powiedzenia.

(oprac. na podstawie „Pokochaj siebie” Wayne’a W. Dyera)