fot. Agnieszka Stabińska |
Pierwszego dnia
zajęć w mojej nowej szkole profesor przedstawił się i powiedział, byśmy
rozejrzeli się po sali i odważyli się poznać kogoś, kogo zupełnie nie
znamy. Stałem pośrodku sali i rozglądałem się, kiedy nagle na ramieniu
poczułem delikatny dotyk ręki. odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą
pomarszczoną staruszkę, która uśmiechała się tak wspaniale, jakby miała w
sobie wewnętrzne światło. powiedziała: "Cześć przystojniaku. Mam na imię
Rose. Mam osiemdziesiąt siedem lat. Czy mogę Cię objąć?".
Roześmiałem
się i odpowiedziałem z entuzjazmem: "Oczywiście, że możesz", i wtedy
ona lekko mnie uścisnęła. 'Czemu poszłaś do college'u w tak młodym
wieku?" - spytałem. Ona żartobliwie odpowiedziała "Jestem tu po to, by
poznać miłego, bogatego faceta, wziąć ślub, mieć z nim kilkoro dzieci, a
potem przejść na emeryturę i podróżować".
"A
tak naprawdę?" - zapytałem. Byłem ciekaw, co ją zmotywowało do podjęcia
takiego wyzwania w jej wieku. "Zawsze marzyłam o tym, by zdobyć
wykształcenie, i teraz mam szansę" - powiedziała. Po zajęciach
przespacerowaliśmy się w kierunku budynku samorządu studenckiego,
popijając po drodze koktajl czekoladowy. od razu zostaliśmy
przyjaciółmi. Przez trzy miesiące codziennie razem wychodziliśmy z zajęć
i bez przerwy rozmawialiśmy. Zawsze byłem zachwycony, kiedy mogłem
posłuchać, jak dzieliła się ze mną swoją mądrością i doświadczeniem.
Pod
koniec semestru Rose była już gwiazdą całego kampusu i wszędzie
nawiązywała nowe przyjaźnie. Uwielbiała się stroić i lubiła wzbudzać
zainteresowanie wśród studentów. Żyła pełnią.
Pod
koniec semestru poprosiliśmy Rose, aby wygłosiła mowę podczas
oficjalnego bankietu naszej drużyny futbolowej. Nigdy nie zapomnę, czego
nas wtedy nauczyła. Przedstawiono ją i weszła na podium. Kiedy
rozpoczęła przygotowaną wcześniej przemowę, upuściła trzy z pięciu kartek
z notatkami na ziemię. Sfrustrowana i trochę zakłopotana, pochyliła się w
kierunku mikrofonu i powiedziała: "Przepraszam, jestem taka
roztrzęsiona. Swoje piwo oddałam Lentowi, a whisky najwyraźniej mi nie
służy. Raczej nie uda mi się z powrotem poskładać swojego przemówienia,
więc może po prostu powiem Wam coś, co wiem".
Kiedy
się roześmialiśmy, ona odchrząknęła i zaczęła mówić. "Nie przestajemy
się bawić, ponieważ jesteśmy starzy, Starzejemy się, ponieważ
przestajemy się bawić. Są tylko cztery sekrety młodości, szczęścia i
sukcesu:
1. Musicie się śmiać i mieć poczucie humoru każdego dnia.
2.
Musicie mieć marzenia. Kiedy je tracicie, umieracie. Jest tylu ludzi,
którzy chodzą po świecie bez marzeń, ludzi, którzy już są martwi i nawet o
tym nie wiedzą.
3. Jest
potężna różnica między starzeniem się a dojrzewaniem. Jeśli masz
dziewiętnaście lat i cały rok przeleżysz w łóżku, nie robiąc nic
sensownego, to postarzejesz się o rok i skończysz dwadzieścia lat. Ja
mam osiemdziesiąt siedem lat i jeśli przeleżę w łóżku rok, nic nie
robiąc, to też postarzeję się o rok. Każdy może się postarzeć. Nie
wymaga to szczególnego talentu czy umiejętności. Chodzi jednak o to, by
dojrzewać, znajdując w każdym wyzwaniu nowe możliwości.
4.
Niczego nie żałuj. Osoby w starszym wieku częściej żałują tego, że
czegoś nie spróbowały, niż tego, że czegoś spróbowały. Jedynymi ludźmi,
którzy boją się śmierci, są ci, którzy wielu rzeczy żałują".
Rose
skończyła swoją przemowę, odważnie śpiewając utwór The Rose. Każdego z
nas poprosiła o uważne wysłuchanie słów piosenki i wprowadzenie ich w
życie. Piosenka kończy się tak:
"Pamiętaj, że nawet zimą pod grubą warstwą śniegu
Czeka na ciebie nasionko, które dzięki miłości słońca wiosną wyrośnie na piękną różę".
W
tym samym roku Rose skończyła college. Tydzień po rozdaniu dyplomów
zmarła we śnie. Na pogrzebie pojawiło się ponad dwa tysiące studentów,
pragnących w ten sposób złożyć hołd tej wspaniałej kobiecie, która na
własnym przykładzie udowodniła, że nigdy nie jest zbyt późno, by stać
się tym, kim chce się być.
Źródło: Krumboltz, Levin "Szczęście to nie przypadek"